czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 2

Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że powinnam iść już do domu. Nie lubię niespodzianek, wolę wiedzieć, co mnie czeka. Boję się zazwyczaj tego, co ktoś mógłby mi podarować lub pokazać, chociaż teraz naprawdę mama mnie zaciekawiła. Może to przez jej entuzjazm, sama nie wiem. Kiedy miałam iść, dobiegł mnie szelest z lasu, który znajdował się blisko domu pani Jenkins. Odwróciłam się i zobaczyłam staruszka, który opierał się o drzewo. Był wysoki i jak na swój wiek to dobrze zbudowany. Po jego ubraniu, które wyglądało jakby swoje już przeżyło pomyślałam, że najprawdopodobniej to jakiś bezdomny. Wydawało mi się to dziwne, że jakiś mężczyzna wchodzi sobie na czyjeś podwórko, no ale może potrzebuje pomocy. Wydawał się bezbronny, więc podeszłam do niego bliżej.
- Czy w czymś panu pomóc? - spytałam się, na co mężczyzna nie odpowiedział tylko uważnie mnie obserwował. Czułam się trochę dziwnie, dlatego uznałam, że się odezwę, ale staruszek mnie uprzedził. 
- Nie ufaj nikomu. - powiedział z powagą w głosie.
-Jak to? - spytałam zdezorientowana. O co mogło mu chodzić? 
- Nie wiesz kim naprawdę są osoby, które Cię otaczają. - odparł. Podeszłam bliżej mężczyzny  i powiedziałam z wyraźną frustracją w głosie.
- A pan to kto niby jest? - czekałam na jakąś odpowiedz. Powoli zaczęło mi brakować cierpliwości. Mężczyzna wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, a po chwili położył mi rękę na ramieniu. Miałam ochotę ją odtrącić, ale tego nie zrobiłam.
- Na razie powiedzmy, że jestem takim Twoim aniołem stróżem. - odparł i uśmiechnął się. Popatrzyłam mu w oczy. Przypominał mi kogoś, ale nie wiedziałam kogo. Mimo że chciałam znać odpowiedzi na rodzące się w mojej głowie coraz to nowe pytania, to gdy mężczyzna odchodził nie zatrzymałam go. Stałam tak i próbowałam zrozumieć co się tu właściwie dzieje. Kim on był i czego ode mnie chciał? Musiał coś wiedzieć, bo niby po co miałby tu przychodzić. Przez całą drogę do domu próbowałam zrozumieć sens słów starszego mężczyzny.
Byłam już na swoim podwórku. Zauważyłam, że światło paliło się prawie w całym domu, aż się bałam, co na mnie czeka. Wzięłam głęboki wdech  i weszłam do środka. Od razu poczułam nieziemskie zapachy. Moja mama chyba znalazła sobie nowe hobby. Nie mogę na to narzekać, ponieważ lubię jeść. Nie widać tego po mnie, ale taka jest prawda. Weszłam do kuchni i zastałam mamę, gdy przygotowywała jedzenie.
- Cześć skarbie. - powiedziała z uśmiechem na twarzy. - Mamy gościa. - dodała i wskazała na salon. Popatrzyłam na nią podejrzliwie. Nie wiem dlaczego, ale byłam zdenerwowana. Kto to mógłby być? Gdy weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam kim jest ta ,,tajemnicza" osoba to nie wiedziałam czy mam się cieszyć, czy raczej rozzłościć.
- Cześć kruszynko. - powiedział mój ojciec wstając z kanapy. Zazwyczaj był ubrany w eleganckie stroje, ale dzisiaj najwidoczniej postawił na coś innego, gdyż miał na sobie zwykłe czarne dżinsy i białą, luźną koszulkę. 
- Cz-cz-eść tato. - wyjąkałam, a po chwili podszedł i mnie przytulił. Byłam zaskoczona, ale odwzajemniłam gest. Gdy się ode mnie odsunął, przyjrzał mi się dokładniej.
- Wyglądasz wspaniale! - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Z tymi podkrążonymi oczami, bladą cerą i za dużymi ubraniami musiałam rzeczywiście wyglądać jak milion dolarów.
Wyjechał w najgorszym możliwym dla mnie momencie. Kiedyś nawet lepiej się z nim dogadywałam niż z mamą, zawsze mogłam na niego liczyć. Był jak mój najlepszy przyjaciel, ale kiedy kilka tygodni temu dostał jakiś dziwny telefon - podobno od kolegi - to wszystko się zmieniło. Joan zniknęła tak samo jak mój ojciec, a teraz on wrócił i z jednej strony jestem szczęśliwa, że go widzę, a z drugiej chciałabym, żeby zostawił mnie w spokoju i wrócił tam gdzie był. 
- Rzeczywiście...- odparłam. Wbiłam wzrok w podłogę, unikając jego przeszywającego spojrzenia. Chyba zauważył, że jestem jakaś odległa, ale znając mnie to wiedział, że nic na ten temat nie powiem. 
- Jedzenie już gotowe. - powiedziała mama do nas z kuchni, dlatego po chwili ruszyliśmy w jej kierunki.
Podczas kolacji milczałam, ale rodzice po długim rozstaniu raczej mieli dużo do powiedzenia. Obserwowałam jak mama co jakiś czas się śmieje, a była to bardzo miła odmiana. Tata natomiast wyglądał na szczęśliwego, jakby odzyskał coś na czym mu bardzo zależy. Gołym okiem mogłam zauważyć, że się kochają. Zastanawiałam się, czy kiedyś też ktoś obdarzy mnie takim uczuciem, spotkam tą jedyną osobę, moją drugą połówkę i spędzę z nią całe życie. 
- Tak! - pisnęła moja mama. Popatrzyłam na nią zdezorientowana. Wyłączyłam się i nie słuchałam ich rozmowy.
- O co chodzi? - spytałam, bo wolałam wiedzieć co się dzieje niż potem dowiadywać się w ostatniej chwili. 
- Zabieram Olivię jutro na kolację. - powiedział tata patrząc cały czas na mamę. Mój ojciec zawsze mówił do kogoś po imieniu albo zdrobniale. Moja mama zachichotała i wstała od stołu jak oparzona.
- Muszę poszukać jakieś sukienki! - odparła ruszając do swojej garderoby cały czas się śmiejąc. Zachowywała się jak nastolatka, która dowiedziała się, że chłopak, którego kocha zaprosił ją na bal.
- Coś ty jej zrobił? - popatrzyłam na tatę z udawanym przerażeniem, a on zaczął się śmiać widząc moją reakcje. Kiedyś zawsze były żarty, śmiechy, ale od kilku lat mój tata dziwnie się zachowuje. Wstałam od stołu i ruszyłam do swojego pokoju. Był on koloru fioletowego. Przy ścianie stało łóżko z czarną ramą, na której była biała pościel. Znajdowała się tu również duża szafa, regał na ksiązki, biurko i nocna lampka. Wzięłam pierwszą lepszą piżamę i szybko się w nią przebrałam, zgasiłam światło, a następnie rzuciłam się na łóżko. Byłam już strasznie zmęczona i w zasadzie od razu usnęłam.
Gdy się obudziłam była już prawie godzina czternasta. Wczorajszy dzień musiał mnie naprawdę wykończyć, bo jeszcze nigdy tak późno nie wstałam. Zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w kierunki szafy. Ubrałam się w strój sportowy, gdyż chciałam pobiegać. Weszłam jeszcze do łazienki. Umyłam zęby i związałam włosy, po czym uznałam, że mogę się pokazać ludziom. Zeszłam na dół gdzie zastałam mamę.
- Cześć, jak się spało? - przywitała mnie nalewając sobie kawy do filiżanki. 
- Dobrze, a gdzie tata? - odparłam, a gdy tylko o nim wspomniałam zaczęła się dziwnie uśmiechać. Rodzeństwa mam nadzieję, że już nie będę miała, chociaż nic nie wiadomo. 
- Mamo?! - powiedziałam modląc się, aby moje przypuszczenia się nie sprawdziły.
- Abi, idź sobie gdzieś do miasta.  - odparła, upijając łyk kawy.
- Chcesz się mnie pozbyć? - odparłam, na co moja mama pokiwała głową. Zemszczę się, ale to później. Uznałam, że nie będę się wykłócać i po prostu wyjdę na dwór. Włączyłam muzykę i założyłam słuchawki. Postanowiłam, że pobiegnę tą samą trasą co zwykle. 
Biegłam truchtem przez park i jak zawsze o tej porze, spotkałam Daniela. Znam go od dziecka i śmiało mogę powiedzieć, że jest osobą godną naśladowania. Razem z nim i Joan tworzyliśmy zgraną drużynę, która niestety chyba się rozpadła. Zdjęłam słuchawki i podbiegłam do Daniela. Od razu się do niego przytuliłam.
- Też się stęskniłem - powiedział śmiejąc się. Brakowało mi go. Wtuliłam się jeszcze bardziej, ale po chwili usłyszałam szczekanie za sobą. Odsunęłam się od kolegi i popatrzyłam na stojącego za mną mojego ulubionego czworonoga. 
- Cześć Alf. - odezwałam się do psa, który biegał dookoła mnie machając radośnie ogonem. Podeszłam do zwierzęcia i go pogłaskałam. Pewnego deszczowego dnia razem z Danielem szliśmy po parku próbując się schować, gdy zauważyliśmy szczeniaka, który leżał w błocie. Była to rasa owczarka niemieckiego. Był chyba bardzo zmęczony i bez żadnego problemu zabraliśmy go do domu, gdzie go umyliśmy i daliśmy coś, aby zjadł. Oczywiście później szukaliśmy jego właścicieli, ale nikt się nie zgłaszał, dlatego postanowiliśmy, że się nim zajmiemy. Daniel uwielbia zwierzęta tak samo jak ja, ale ustaliliśmy, że to on go zatrzyma, gdyż moi rodzice nie zgodziliby się na zwierzę.
- Widać, że nie tylko ja za Tobą tęskniłem. - usłyszałam za sobą głos Daniela. Odwróciłam się do niego. Stał z założonymi rękami i mi się przyglądał. - Zmieniłaś się. - dodał.
- Ty też. - odpowiedziałam. Była to prawda. Widać, że też schudł i nie wyglądał na tak samo pełną życia osobę co kiedyś. Teraz jest mi głupio, bo o nim nie pomyślałam. Martwiłam się tylko o siebie. Zamknęłam się w sobie i nie pomyślałam, że Danielowi może być tak samo ciężko jak mi. Od samego takiego myślenia moje oczy napełniły się łzami. Podeszłam do Daniela i znowu się do niego przytuliłam.
- Przepraszam. Jestem naprawdę złą przyjaciółką. - powiedziałam łkając. Daniel odwzajemnił gest i westchnął.
- Ja też Cię przepraszam. Nie powinienem zostawiać Cię z tym samej. - odparł. Staliśmy tak jakiś czas, aż w końcu się odsunął. - Musimy wszystko naprawić. - powiedział, na co się cicho zaśmiałam i pokiwałam twierdząco głową. Nagle zadzwonił mu telefon, a kiedy zobaczył kto dzwoni, przestał się uśmiechać. - Niestety muszę już iść, ale później się spotkamy. Zobaczysz, jeszcze będziesz miała mnie dosyć. - dopowiedział. Pożegnaliśmy się i każde z nas ruszyło w swoim kierunku. Zamyślona biegłam w stronę domu. Musiałam sobie wszystko poukładać, żeby móc żyć dalej.
Nagle poczułam, że upadam. Przez moją nie uwagę musiałam na kogoś wpaść. W końcu muszę się ogarnąć, bo myślenie najwyraźniej mi szkodzi. Siadłam i pomasowałam tył głowy. Niby to tylko takie niewinne przewrócenie, ale chyba coś sobie zrobiłam. 
- Nic Ci nie jest? - usłyszałam głęboki, męski głos. Dopiero zauważyłam, że miałam zamknięte oczy. Gdy je otworzyłam zauważyłam przed sobą dłoń. Chwyciłam ją i już po chwili byłam na nogach. Popatrzyłam na chłopaka, który stał przede mną. Był wysoki, wysportowany. Włosy miał krótkie, ciemnobrązowe, ale moją uwagę szczególnie przykuły oczy, które były tak ciemne, że aż nienaturalne. Podobne ma mój tata, różnicą jest to, że kiedy patrzę w oczy mojego ojca to aż mnie ciarki przechodzą, a gdy teraz przyglądam się oczom chłopaka to raczej wydają się być tajemnicze, przez co onieśmielające. 
- Myślę, że nic. Jestem Abigail. - powiedziałam lekko się uśmiechając. 
- David. - odparł chłopak, ale potem popatrzył na coś za mną i ruszył jakby nigdy nic przed siebie. 
- Aha, miło. - powiedziałam do siebie. Podążałam wzrokiem za odchodzącym chłopakiem, a kiedy już zniknął mi z pola widzenia poczułam, że coś na mnie spadło. Zobaczyłam leżącą na ziemi zgniecioną kartkę papieru. Popatrzyłam kto mógłby mi rzucić ową rzecz, ale nikogo nie zauważyłam, tak jakby wszyscy nagle zniknęli. Podniosłam papier z ziemi i odczytałam wiadomość, po której aż zmroziło mi krew w żyłach.
,,Nie ufaj nikomu"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz