czwartek, 2 lipca 2015

rozdział 4

- Dobrze, że nadal tu jesteś. - powiedziała pielęgniarka jedynie zaglądając do pomieszczenia. Jednak po chwili spojrzała na mnie zatroskana i weszła do pokoju. Zamknęła drzwi i siadła obok mnie na łóżku. Nawet nie popatrzyłam na kobietę, gdyż byłam załamana tym w jaki sposób minął dzisiejszy dzień. Jeszcze niedawno uważałam, że wszystko może się zmienić i mimo że z ojcem nie utrzymywałam ostatnio dobrych kontaktów, to przecież miałam mamę, na którą zawsze mogłam liczyć oraz Daniel'a, z którym chcę naprawić relacje. 
Nagle poczułam, że kobieta mnie obejmuje i przyciąga do siebie. Posłusznie położyłam głowę na ramieniu pielęgniarki. Zawsze w takich momentach nie wytrzymywałam emocjonalnie, dlatego także po chwili nie dałam rady i zaczęłam płakać, mocząc tym samym fartuch kobiety.
- Zostaniesz tu na obserwacji, więc jak wszystko dobrze pójdzie, jutro Cię wypiszemy.  -poinformowała mnie. - Tak w ogóle to jestem Nicole. - odparła. Nie widziałam jej twarzy, ale mogłam się domyślić, że się uśmiechała. - Myślę, że nie jestem dużo od Ciebie starsza... Mam dwadzieścia dwa lata. - dodała. Wiedziałam, że mi współczuła, ale to w niczym mi nie pomoże. Jej życie pewnie nie jest tak skomplikowanie jak moje. Ona zapewne może się martwić jedynie o płacenie rachunków, pracę, chłopaka lub inne tego typu rzeczy. Gdybym miała wybierać to wolałabym, żeby takie rzeczy nie dawały mi spokoju, niż jakiś staruszek, który próbuję mnie zniszczyć.
- Abigail, mam siedemnaście lat. - odparłam, prostując się i patrząc na pielęgniarkę. Myślę, że gdybym się nie odezwała to zachowałabym się nie w porządku, gdyż Nicole była dla mnie bardzo miła i pomocna. Otarłam łzy i spróbowałam się uśmiechnąć. Patrząc na dziewczynę widzę, że próbuję się nie zaśmiać, dlatego sądzę, że bardziej wyszedł mi jakiś śmieszny grymas niż uśmiech.
- Chodź, zaprowadzę Cię do twojego pokoju. - odparła, po czym wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Chwilę poczekałam, aż w końcu Nicole także wyszła i zamknęła drzwi.
Szłyśmy długim korytarzem. Teraz miałam okazję bardziej przypatrzeć się wnętrzu. Ściany były pomalowane na biało, a od czasu do czasu mijałyśmy szaro- zielone drzwi z numerami pokoi, przy których były poustawiane krzesła.
Skręciłyśmy w prawo, a następnie musiałyśmy dostać się na górę po schodach. Weszłyśmy od razu do pierwszych drzwi po prawej. Moim oczom ukazał się mały pokoik z jasnozielonymi ścianami i małym dostępem do światła, gdyż było tu tylko nieduże, wysoko położone okienko oraz nie dający prawie w ogóle oświetlenia żyrandol. Łóżko stało przy ścianie, a równolegle do niego stała komoda. Generalnie było tu mało rzeczy, więc nie miałam na co zwracać szczególnie uwagi. Najbardziej przerażające było to, że ten pokój przypominało mi jeden z tych w psychiatryku, które widziałam w filmach. Powinnam przestać oglądać horrory... Usiadłam na łóżku, a po chwili dołączyła do mnie Nicole.
- Wiem, że ten pokój nie wygląda zachęcająco, ale niestety będziesz musiała tu zostać. - odparła, a ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Lustrowałam jeszcze chwilę pomieszczenie, aż usłyszałam głos pielęgniarki.
- Wiem, że to nie moja sprawa, ale jak będziesz chciała wiedz, że potrafię wysłuchać ludzi. - zadeklarowała się Nicole. Popatrzyłam na nią, a ona na mnie, po czym lekko się uśmiechnęła. Odwzajemniłam uśmiech. 
- Przepraszam, ale nie mam ochoty rozmawiać o tym co się teraz dzieje w moim życiu. - powiedziałam i spuściłam wzrok. 
- Rozumiem. - odparła i mogłam wyczuć w jej głosie, że straciła chyba ochotę na rozmowę, jednak nie wyszła z pokoju.
Wiedziałam, że nie skorzystam z tej propozycji, ale miło, że chociaż chciała pomóc. W sumie to jej nie znam, więc po co miałabym się jej zwierzać. Na pewno nie zrozumie tego, przez co teraz przechodzę. Patrzyłam się na coś - nawet nie wiem na co - w ścianie, aby po chwili usłyszeć głos Nicole.
- Kiedy miałam trzynaście lat moją mamę potrącił pijany kierowca. Zanim pogotowie zdążyło przyjechać, ona już nie żyła. - zrobiła krótką przerwę, a następnie kontynuowała. - Tata odszedł gdy dowiedział się, że będzie ojcem, dlatego nigdy go nie poznałam. Musiałam mieszkać z babcią, która interesowała się tylko moim kuzynem, ponieważ to on był ten najlepszy, z lepszymi osiągnięciami, lepszą przyszłością. Zawsze byłam stawiana na ostatnim miejscu. Nie mieliśmy wiele, a ponieważ byłam gorsza to musiałam się zajmować domem. Czułam się jak kopciuszek, tylko że w mojej bajce pewnie nie spotkam księcia i nie będę mieszkać w zamku. - zamknęła oczy, by uronić łzę, która zaczęła spływać po policzku, aby następnie spaść na jej nogę. Zaszlochała, a następnie kontynuowała swoją historię. - Nigdy nie rozmawialiśmy o moim ojcu. Pytałam o niego wiele razy, ale nikt nie chciał mi niczego o nim powiedzieć. Jakakolwiek wartościowa informacja o nim by mi w zupełności wystarczyła. To chyba normalne, że jako dziecko chciałam wiedzieć coś o swoim ojcu. Może nawet w przyszłości go znajdę... - przez całą jej opowieść patrzyłam na nią i miałam wrażenie, że jej i tak już blada twarz była teraz koloru białych płatków przebiśniegu. Symbol niewinności i czystości związany z tym kolorem pasował do Nicole. Muszę przyznać, że była bardzo ładna. Blada cera pasowała do jej czarnych, jak węgiel włosów, a niebieskie oczy można powiedzieć, że hipnotyzowały swoją głębią. Ciężko mi uwierzyć, że taka osoba jak ona miała tak ciężko w życiu. Jednak się pomyliłam i wcale nie miała lepiej ode mnie.
- Przykro mi. - powiedziałam szczerze. Nicole tylko popatrzyła na mnie i posłała uśmiech, który zapewne mówił, że docenia troskę.
- Czy mogę zobaczyć rodziców? - spytałam po dłuższej ciszy, patrząc na podłogę.
- Oczywiście. - odpowiedziała i starła resztki łez.
Zeszłyśmy na dół i szłyśmy tą samą drogą co wcześniej. Gdy minęłyśmy pokój, w którym znajdowałam się na samym początku, skręciłyśmy w prawo. Zauważyłam jakieś duże, szklane drzwi. Przechodząc przez nie, mijałyśmy różnych ludzi ze szpitalnego personelu. Niektórzy patrzyli na mnie ze współczuciem, a niektórzy nawet nie zwracali na mnie uwagi, za to każdy obdarzał Nicole uśmiechem i przelotnie się witał. 
Nagle zobaczyłam, że pielęgniarka się zatrzymała przy jednych ze szklanych drzwi. Szybko dołączyłam do niej i im dłużej musiałam czekać tym bardziej się niecierpliwiłam. Bezradność, rozpacz, niepokój, przygnębienie. To tylko nie liczne z emocji jakie wtedy czułam.
Gdy w końcu pozwolili mi odwiedzić bliskich, postanowiłam wejść do pomieszczenia powoli, aby nikomu nie przeszkodzić w pracy. Odwróciłam się na chwilę, aby spojrzeć na Nicole, która gestem zachęcała mnie, abym szła dalej. 
Zobaczyłam na łóżku mamę z licznymi obrażeniami na ciele, która leżała w bezruchu. Zauważyłam, że była podłączona pod aparaturę, więc co jakiś czas słyszałam ciche pikanie. Chwyciłam stołek i usiadłam obok łóżka. Wzięłam do ręki drobną dłoń mamy i zaczęłam powoli zataczać kółka na kostkach. Na jej twarzy widać było mnóstwo siniaków i zadrapań. Musiała mieć również rozcięte czoło, bo widniało na nim kilka szwów. Spostrzegłam, że była już przebrana w szpitalną piżamę, a jej wcześniej związane włosy, teraz pokrywały wierzch poduszki. 
Nagle zauważyłam zasłonę po drugiej stronie łóżka mamy. Odsunęłam ją i od razu ujrzałam tatę. Też był podłączony pod aparaturę, ale chyba każdy by zauważył, że jest z nim gorzej niż z mamą. Na szyi miał założoną rurkę tracheostomijną, aby zapewnić mu drożność dróg oddechowych. Prawa ręka leżała w gipsie. Podeszłam i usiadłam na wolnym kawałku łóżka, upewniając się, że nie zrobię mu przy tym krzywdy. Wzięłam jego zdrową rękę, tak jak wcześniej mamy. Poczułam dreszcze, gdyż był zimny jak głaz.
- Ma złamane trzy żebra i rękę.- usłyszałam za sobą mężczyznę, który mówił zmęczonym, beznamiętnym głosem, chyba nie był w dobrym humorze. Odwróciłam się i byłam pewna, że to lekarz, który zajmuje się moim ojcem.  - Nie będę pani owijał w bawełnę. Przyjechał do nas w ciężkim stanie. Musieliśmy się nim szybko zająć, gdyż miał krwotok wewnętrzny. Myślę, że nie przeżyje, ale trzeba być dobrej myśli, bo zawsze może się stać cud. Za to z pani matką jest lepiej, ale niczego nie obiecuję.- po tych słowach jak gdyby nigdy nic wyszedł z pomieszczenia.
Miałam wrażenie, że szczęka sięga mi podłogi. No naprawdę czuję się pocieszona i podtrzymana na duchu. Niech lepiej ten lekarz mi się na oczy więcej nie pokazuje, bo nie czuję się na tyle stabilna psychicznie, aby przy następnym spotkaniu nie rzucić się na niego z pięściami. Jak można tak zachować się w stosunku do rodziny pacjenta, która może teraz przeżywać piekło?
Jeszcze chwilę przeklinałam tamtego lekarza. Jednak po chwili uznałam, że niema co się dodatkowo złościć, więc uspokoiłam się, wzięłam taboret, który znajdował się przy lekko otwartym oknie i siadłam blisko rodziców. Patrzyłam raz na mamę, a raz na tatę. Nagle znowu zachciało mi się płakać. Postanowiłam, że po tym co się dzisiaj stało nie muszę ukrywać łez. 
- Nie możecie mnie tak samej zostawić. - zwróciłam się do rodziców. - Nie odchodźcie, proszę. - powiedziałam i po raz kolejny tego dnia poczułam spływające, słone łzy.
Minęło sporo czasu, aż w końcu doszłam do wniosku, że zwiedzę szpital, bo nie mogę siedzieć przy rodzicach i tylko płakać. Na dworze było już jasno, dlatego zgasiłam światło. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zauważyłam umywalkę, a nad nią lustro. Podeszłam i opłukałam sobie twarz zimną wodą. Od razu poczułam ulgę. Następnie popatrzyłam na swoje odbicie i myślałam, że zaraz dostanę zawału na swój widok. Wyglądałam jak potwór, no ale nic ze sobą już nie zrobię. Poprawiłam w swoim wyglądzie co się dało i wyszłam na korytarz. 
Szłam przed siebie i na szczęście nikogo nie spotkałam. Gdyby ktoś nieznajomy mnie zobaczył mógłby sobie pomyśleć, że jakaś wariatka z psychiatryka uciekła. Moje włosy to istne ptasie gniazdo, miałam wory pod oczami, lekko wystające kości i porwaną, trochę zakrwawioną piżamę. Gdybym miała ciemne włosy mogłabym grać dziewczynę z Ring'a... nadawałabym się. 
Gdy skręciłam w lewo zauważyłam jakiś dziwnie znajomych chłopaków odwróconych do mnie tyłem, którzy rozmawiali z tym samym doktorem, któremu mam ochotę przywalić. Zdezorientowana najpierw stałam i nie wiedziałam co zrobić, ale po chwili weszłam do najbliższych drzwi i zostawiłam je lekko otwarte, aby móc widzieć co się wydarzy. Na szczęście w pomieszczeniu było ciemno i raczej mnie nie zauważą.
Najpierw widziałam, że tylko rozmawiają, ale po chwili jeden z chłopaków wyjął z kieszeni kopertę, rozejrzał się i potajemnie podał ją doktorkowi. Lekarz wyjął z niej sporą sumę pieniędzy, a następnie się uśmiechnął. Jestem ciekawa za co ci dwaj zapłacili tej gnidzie. Podali sobie dłonie, a następnie odwrócili się w moją stronę, dzięki czemu mogłam zobaczyć ich twarze. 
Byłam zaskoczona widząc, że osobami, którymi rozmawiały z doktorkiem okazał się David i Daniel. Ciekawe dlaczego tutaj są.... Przyjrzałam się im dokładnie i stwierdziłam, że obydwaj dziwnie wyglądali. Nie powiem byli bardzo przystojni w czarnych T-shirtach, które uwydatniały ich mięśnie oraz tego samego koloru długich spodniach. Fryzurę mieli podobnie ułożoną w artystycznym nieładzie, chociaż zauważyłam, że David ma nieco krótsze i ciemniejsze włosy. Spojrzałam jeszcze raz na swojego przyjaciela. Nawet nie wiedziałam, że ma tatuaże! Patrząc na ich twarze widać, że nie warto z nimi zadzierać. Gdybym ich nie znała, a spotkałabym ich na ulicy to jestem pewna, że omijałabym ich szerokim łukiem. Wyglądali jak jacyś gangsterzy. 
Gdy się upewniłam, że sobie poszli wyszłam z mojej kryjówki. Postanowiłam udać się w drugą stronę, niż oni, czyli do mojego pokoju. Przez całą drogę zastanawiałam się, dlaczego tu byli i dlaczego tak dziwnie wyglądali? 
Gdy miałam wejść do swojego pokoju usłyszałam jakąś rozmowę. 
- Wiem co mam robić, nie jestem głupia. - słyszałam cichy głos osoby po drugiej stronie drzwi. - Dlaczego zawsze się mnie czepiasz? - odparła najprawdopodobniej kobieta z wyraźną frustracją. Chyba była to rozmowa telefoniczna, gdyż nie słyszałam drugiej osoby.- Poradzę sobie, do zobaczenia. - usłyszałam i myślę, że na tych słowach rozmowa się skończyła.
Weszłam do pokoju jakby nigdy nic i zauważyłam Nicole, która położyła akurat na moim łóżku ręcznik i szpitalną piżamę.
 - Hej, Abi. Mogę tak do Ciebie mówić? - pokiwałam głową na znak, że nie mam nic przeciwko. - Myślę, że powinnaś odpocząć. Na pewno był to dla Ciebie ciężki dzień, więc...dobranoc. - odparła, a następnie uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Jeśli to ona rozmawiała przez telefon to naprawdę jestem zaskoczona, gdyż wydawała mi się raczej osobą spokojną.
Wzięłam rzeczy z łóżka i weszłam do małej łazienki w moim pokoju. Zamknęłam się dla pewności.  Z ulgą zauważyłam, że w łazience nie było żadnych okien. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Po chwili czułam jak zimna woda zmywa ze mnie zmartwienia. Postanowiłam nie zamęczać się myślami. Wzięłam mydło, które było przy prysznicu i dokładnie namydliłam ciało. Popatrzyłam w dół i oprócz ziemi, którą się ubrudziłam leżąc przed domem, zauważyłam krew. Dotknęłam się w miejscu gdzie miałam szwy i skrzywiłam się z bólu. Dobrze, że rana jest w zasadzie nie widoczna i bliznę będę mogła zakrywać włosami. Wyszłam z pod prysznica, wytarłam się i założyłam piżamę. Wyszłam z łazienki i od razu postanowiłam pójść spać, aby może przez chwilę zapomnieć o problemach.
Gdy się obudziłam byłam nadal wyczerpana. Przetarłam oczy i ziewnęłam, zasłaniając usta ręką.
- Nadal jesteś niewyspana śpiąca królewno? - usłyszałam obok siebie czyjś głos. Przestraszona drgnęłam i popatrzyłam na uśmiechniętą twarz Nicole, która na moją reakcje zaczęła się śmiać.
- Przepraszam, nie chciałam Cię przestraszyć... przyszłam Ci powiedzieć, że wczoraj powinnaś się wypisać, ale nie miałam serca Cię budzić. Naprawdę musiałaś być zmęczona. - jeszcze chwilę zajęło mi dojście do siebie. Dla mnie to nie było śmieszne. Gdyby ją ktoś dusił w chwili, kiedy praktycznie spała to jestem ciekawa czy teraz na moim miejscu też by się tak cieszyła. Najwyraźniej zauważyła, że coś jest nie tak, więc przestała się śmiać. 
- Jeśli chcesz to możemy Cię wypisać, ale za pięć dni zgłoś się, aby Ci zdjęli szwy.- pokiwałam głową i tym razem to ja  się uśmiechnęłam. 
- Chciałabyś może gdzieś ze mną wyjść? - spytała. Popatrzyłam na nią i mimo że nie miałam za wielkiej ochoty się z nią spotkać, to jednak postanowiłam się zgodzić, gdyż chciałam się jakoś odwdzięczyć za to, że była dla mnie taka pomocna. 
- W piątek kończę pracę o szesnastej. Możemy pójść do tej knajpki blisko szpitala. Z łatwością ją znajdziesz. Może nie jest jakaś duża, ale za to robią tam pyszną kawę.- powiedziała i mimowolnie uśmiechnęłam się do niej. Wyszła z pokoju, a ja postanowiłam, że jeszcze przed wyjściem pójdę do rodziców. Szybko się ubrałam i posprzątałam w pokoju. Wyszłam i skierowałam się w kierunku pomieszczenia, gdzie znajdowali się moi rodzice. 
Wewnątrz było jaśniej, niż u mnie. Wzięłam stołek i usiadłam w tym samym miejscu co ostatnio. Popatrzyłam na rodziców i zauważyłam, że w zasadzie nic się nie zmieniło. Jednak po chwili zauważyłam kwiaty na komodzie, których wczoraj na pewno nie było. Zdziwiona zastanawiałam się od kogo mogły być. 
Po pewnym czasie usłyszałam dźwięk, jakby ktoś jęknął z bólu. Szybko wstałam i podeszłam do taty, który wykrzywił twarz w grymasie bólu. Przerażona zaczęłam się rozglądać i zauważyłam pielęgniarkę na korytarzu. Krzyknęłam do niej, aby kogoś przyprowadziła. Szybko pobiegła przez hol i tyle ją widziałam. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Odwróciłam się i zauważyłam, że tata ma otwarte oczy i ciężko dyszy.
- Sz-sz- szybko... idź do biura. - powiedział, a następnie powoli zamknął oczy. Aparatura zaczęła wydawać głośny, jednostajny dźwięk. Po chwili do pomieszczenia wszedł doktor i kilka pielęgniarek. Jedna z nich powiedziała mi, abym wyszła. Nie stawiałam oporów, tylko patrzyłam na próbę ratowania życia mojego ojca. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Wiedziałam, że nie powinnam taty zostawiać w tym stanie, ale postanowiłam sprawdzić, co chciał mi pokazać. Uznałam to za jego może i ostatnie życzenie.
Wyszłam ze szpitala, unikając zaciekawionych spojrzeń. Biegłam przez całą drogę do domu, aż nagle poczułam, że jestem przemoknięta do suchej nitki, ponieważ zaczęło padać. Deszcz mieszał się z moimi łzami. Nie wiedziałam czy dobrze robię zostawiając ojca, ale chciałam wiedzieć co chciał mi pokazać możliwe, że przed śmiercią.

Rozdział 3

,,Nie ufaj nikomu"
No dobra... to się zaczyna robić przerażające. Patrząc na kartkę przypomniałam sobie słowa wcześniej spotkanego, starszego mężczyzny. Dlatego wiedziałam, że wiadomość została dostarczona właśnie przez niego. 
Nie wiem co powinnam zrobić. Jeśli to jest wskazówka, która ma mi pomóc, to starałabym się ją rozwiązać. Szukałabym jakiegoś rozwiązania. Jednak z drugiej strony mam nadzieję, że nie padłam ofiarą jakiegoś psychopaty, który będzie męczył mnie takimi wiadomościami, po czym na koniec zabije i zakopie gdzieś ciało. Co jest ze mną nie tak? Co to w ogóle za myśli? Chyba naczytałam się za dużo kryminałów, a teraz mój mózg zaczyna wymyślać jakieś dziwne scenariusze.
Nagle zauważyłam, że na odwrotnej stronie jest coś jeszcze zapisane. Był to kod, a pod nim napis ,,Odpowiedź znajdziesz w mieszkaniu - ab7d". Czy to jakiś żart? Jeśli tak to nieśmieszny. Naprawdę zaczynam się bać.
Ręce mi się trzęsą. Od kilku dni jestem naprawdę zestresowana, co na pewno ma jakiś zły wpływ na moją psychikę. Może powinnam uprawiać jakiś sport? Słyszałam, że niektórym osobom ten sposób na odstresowanie pomaga. 
Chociaż w czym mi sport pomoże w takiej sytuacji. Od razu się do psychologa zgłoszę. Jednak nie uważam, że jest ze mną aż tak źle, że chciałabym odebrać sobie życie czy coś, więc jeszcze poczekam.
Schowałam karteczkę do kieszeni kurtki na wypadek, gdyby miała mi w jakikolwiek sposób pomóc, a następnie skierowałam się w kierunku domu. Zaczynało się robić ciemno, dlatego moi rodzice mogliby się zacząć martwić.
Przez całą drogę miałam wrażenie, że jakiś samochód jedzie za mną. Gdy stałam już przed drzwiami mieszkania odwróciłam się i zobaczyłam wysiadającego z pojazdu... David'a. Obserwowałam jak idzie do jakiegoś domu. Przez chwilę stał tam, aż w końcu drzwi otworzył mu jakiś mężczyzna. Z daleka nie mogłam zobaczyć twarzy, ale patrząc na sylwetkę postaci uznałam, że nie jest to kobieta. Wszedł do środka, a ja zaczęłam się zastanawiać czy to możliwe, że David mnie śledził. Po co miałby to robić? Chociaż biorąc pod uwagę sposób w jaki dzisiaj myślę to chyba wszystko sobie wymyśliłam. Jeszcze się okaże, że niesłusznie go oskarżę i zrobię z siebie idiotkę.
Weszłam do domu i od razu zauważyłam rodziców, którzy przygotowywali się do wyjścia. Byli elegancko ubrani, dlatego myślę, że idą do jakiejś ekskluzywnej restauracji. Patrząc na mamę widziałam, że jest szczęśliwa. Od dawna jej takiej nie widziałam. A mój tata... nawet mnie nie obchodzi jak wygląda. Postanowiłam, że musi zapracować sobie na odbudowanie naszych relacji, bo na razie mam zbyt duży do niego żal.
- Miłej zabawy. - odparłam w momencie, kiedy wychodzili. Mama na pożegnanie mnie przytuliła, a potem ruszyła do wyjścia za tatą, który zaszczycił mnie tylko jednym, przelotnym spojrzeniem. Zostałam sama w domu i chciałam to wykorzystać na relaks. 
Czytanie książek zawsze mnie uspokajało. Uwielbiam to, że możesz samemu sobie wyobrazić jak dana postać wygląda, jaka jest sytuacja itp. Akurat ja jestem fanką kryminałów, ponieważ zawsze mogę robić swoje ,,małe śledztwo". Najwięcej zabawy ma się przy zgadywaniu kto mógłby być mordercą. Można łączyć fakty, a z każdą kolejną stroną książki mieć nowe informacje.
Postanowiłam, że przeczytam po raz enty moją ulubioną książkę ,,Pięć małych świnek" Agathy Christie, klasyk. Gdy usiadłam na łóżku, otworzyłam książkę i zauważyłam wyrwaną stronę. Czerwonym flamastrem zakreślone były słowa: ,,- Na samobójstwie. Tylko tego można się było chwycić. Ale nie wyszło. Crale nie był typem samobójcy. Czy pan go znał? Nie? Otóż to był taki zawadniaka, gość z temperamentem.". Ile kroć czytam ten fragment, czuję że pojawia mi się gęsia skórka. O co mogło chodzić temu starszemu mężczyźnie? W czym te słowa mają mi pomóc? Na razie nie dowiem się tego, ale postanowiłam schować tą stronę razem z karteczką, którą także dostałam od tej samej tajemniczej osoby. Będę szukać wskazówek, które pomogą mi rozwikłać tą sprawę. Mimo że miałam wątpliwości co do czytania książki, to i tak postanowiłam, że ta jedna, niezrozumiała dla mnie wiadomość nie może odbierać mi przyjemności.
Po przeczytaniu połowy książki uznałam, że powinnam się już szykować do spania. Wzięłam piżamę i skierowałam się do łazienki. Umyłam zęby i chciałam wziąć długi prysznic, ponieważ wtedy zawsze mogę się odprężyć. 
W momencie kiedy zakręciłam wodę, usłyszałam huk. Przerażona drgnęłam i wyjrzałam ostrożnie zza kabiny. Najpierw zauważyłam otwarte okno, które wcześniej było na pewno zamknięte. Następnie ujrzałam rozrzucone po całej łazience kosmetyki. Na podłodze było szkło, które na pewno nie było z lustra... i właśnie wtedy zobaczyłam coś co najbardziej mną wstrząsnęło. Na lustrze było napisane różową szminką ,,A1". 
Sytuacja zaczyna robić się poważna. Myślę, że powinnam powiedzieć rodzicom o tych dziwnych rzeczach. Może wtedy będą mogli mi pomóc. Szybko założyłam piżamę i uznałam, że jutro wstanę wcześniej, żeby umyć lustro i posprzątać ten cały bałagan. Położyłam się do łóżka, owinięta szczelnie kołdrą. Dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo męczący i mimo mojego niepokoju, szybko usnęłam.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Wstałam w celu zapalenia światła i zobaczyłam, że jest dopiero druga w nocy. Kto o takiej porze mógłby przyjść z wizytą? Wyszłam z pokoju kierując się w stronę drzwi wejściowych. Próbowałam się uspokoić, bo wiedziałam, że jeśli to nic ważnego to najprawdopodobniej wyładuję swoją złość na osobie, która przyszła. Bardzo się zdziwiłam, gdy po otworzeniu drzwi, nikogo nie było. Może mi się to wszystko przesłyszało... Myślę, że powinnam pójść na policję. Chociaż co ja im powiem ,,Spotkałam starszego - możliwe że bezdomnego - mężczyznę, a teraz nie daję mi spokoju"? Wyśmieją mnie lub nie będą się wysilać, żeby rozwiązać tą sprawę. Udałam się z powrotem do mojego pokoju i myślałam, że będę miała kłopoty z zaśnięciem. Najwyraźniej nie zdałam sobie sprawy, jak bardzo zmęczona jestem. Przekręciłam się na bok, dlatego teraz patrzyłam na ścianę.
W momencie, gdy już prawie usnęłam, usłyszałam dźwięk przypominający mi otwieranie drzwi. Nie zwróciłam na to uwagi, gdyż pewnie to znowu tylko moja podświadomość płata mi figle.
Nagle poczułam mocno zaciskające się ręce na moje szyi. Starałam się wydostać, ale przeciwnik był silniejszy. Czułam, że opadam z sił, a obraz rozmazywał mi się przed oczami. Przestawałam kontaktować z rzeczywistością. W ostatniej chwili ktoś odepchną napastnika, a po uwolnieniu łapczywie próbowałam złapać powietrze. Powoli wszystko zaczynało wracać do normy.
- Nie taki był plan! - usłyszałam głos, który wydawał mi się znajomy, ale to może być skutek niedotlenienia.
- Lepiej teraz się jej pozbyć! - krzyknął najprawdopodobniej mój napastnik. W pokoju było ciemno, więc nie mogłam zobaczyć, kto tu był razem ze mną.
- Dostaliśmy inne zadanie! - odparł ten pierwszy i znowu miałam wrażenie, że skądś go znam. Złapałam się za bolące miejsce na szyi, a następnie postanowiłam wykorzystać sytuację. 
Wybiegłam jak najszybciej z pokoju kierując się do wyjścia. Słyszałam kroki za plecami. Nie miałam szans z dwoma jakimiś dryblasami, ale może uda mi się wezwać pomoc. Poczułam, że ktoś chwyta mnie za rękę, ale w ostatniej chwili udało mi się uwolnić i wyjść na dwór. Rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam jakiejkolwiek osoby.
Nagle poczułam ból z tyłu głowy, a był on nie do zniesienia. Straciłam czucie w nogach i upadłam na ziemię. Nie wiem co wydarzyło się później, gdyż obraz mi się rozmył, po czym momentalnie straciłam przytomność.
Obudziłam się i dobiegł mnie zapach spalenizny. Powoli próbowałam się podnieść, co za pierwszym razem mi nie wyszło. Po pewnym czasie udało mi się wstać, a moim oczom ukazał się obraz palącego się domu. Byłam w szoku. Stałam jak słup soli, bo gdybym wcześniej nie uciekła, pewnie smażyłabym się teraz w środku budynku. 
Stałabym tak jeszcze sparaliżowana strachem, gdyby nie telefon. Poczułam wibracje w spodniach od piżamy, będące jednocześnie krótkimi, sportowymi spodenkami. Po chwili postanowiłam, że odbiorę telefon.
- Słucham? - powiedziałam i myślę, że osoba po drugiej stronie na pewno słyszała strach w moim głosie.
- Dzień dobry, czy jest pani rodziną państwa Fisher? - usłyszałam głos należący prawdopodobnie do jakiejś młodej dziewczyny.
- Tak, jestem ich córką. - odparłam. Nie podobał mi się sposób w jaki ta kobieta mówi. Przeczuwam, że stało się coś złego.
- Przykro mi to mówić, ale pani rodzice mieli wypadek samochodowy. Nie są w najlepszym stanie. - głos kobiety szumiał mi w głowie. Dowiedziałam się, że znajdę moich rodziców w szpitalu, który jest dziesięć minut drogi od mojego domu, po czym się rozłączyłam. Chyba rzeczywiście ktoś chce mnie zniszczyć. Najpierw moja przyjaciółka, a teraz rodzice. Nie mówiąc już o tych dziwnych sytuacjach. Długo nie rozmyślając ruszyłam w kierunku szpitala.
Wchodząc do budynku parę osób się na mnie dziwnie popatrzyło. Pewnie przez to, że jest zimno, a ja wyszłam w piżamie na dwór. 
- Czy wszystko w porządku? - powiedziała kobieta zza biurka. Byłam najpierw zdezorientowana, ale sobie przypomniałam, że przecież dostałam czymś w głowę. Dotknęłam miejsca, które teraz zaczęło mnie trochę boleć i zauważyłam na ręku krew. 
- Tak, wszystko w porządku.- powiedziałam ukrywając zakrwawioną rękę. Spytałam się recepcjonistki, gdzie dokładnie są moi rodzice. ,,Lewe skrzydło, pierwsze drzwi po prawej". Kierowałam się w tamtą stronę, gdy nagle poczułam na ramieniu czyjąś rękę. Przestraszona szybko się odwróciłam.
- Przepraszam, że panią przestraszyłam... To z panią rozmawiałam przez telefon? - odparła jedna z pielęgniarek. Potwierdziłam kiwnięciem głowy.
- Ta rana nie wygląda najlepiej. Niech pani za mną pójdzie. - powiedziała kobieta i weszła do drzwi, które niczym się nie wyróżniały od innych . W środku jakiś starszy mężczyzna uzupełniał dokumenty.
- Steve, możesz się zając tą panią? - spytała pielęgniarka, a mężczyzna się do nas odwrócił, podszedł do mnie i obejrzał ranę. Powiedział, że bez zszywania się nie obejdzie. Kobieta wyszła, a mężczyzna zajął się moją raną. 
Po jakimś czasie zabieg się skończył i w tym samym momencie wróciła pielęgniarka. Powiedziała swojemu koledze, żeby nas zostawił, po czym mężczyzna posłusznie wyszedł.
- Pani rodzice są teraz w sali operacyjnej. Nie mieli przy sobie sobie żadnych dokumentów, ale pani ojciec trzymał w ręku telefon. Na wyświetlaczu był pani numer. Pomyślałam, że poinformuję rodzinę o wypadku. - powiedziała i mogłam wyczuć, że jest zakłopotana.
- Dziękuję. - udało mi się powiedzieć tylko tyle.
- Niech pani jeszcze poczeka! Nie powiedziałam wszystkiego! - powiedziała nieco głośnie, w chwili gdy miałam już odejść.
- Pani ojciec prócz telefonu miał coś jeszcze. - powiedziała i wyjęła z kieszeni jakiś zwinięty papierek. Podała mi go i odeszła. 
To nie może być prawda. Dlaczego mnie to spotyka? Padłam ofiarą jakiegoś psychopaty. Co jeszcze może mi odebrać? Mimo że wiedziałam od kogo jest ta wiadomość i bałam się jej otworzyć, to jednak ciekawość zwyciężyła. Rozwinęłam papier i od razu poczułam łzy na policzkach.
,,Pamiętaj A1"

Rozdział 2

Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że powinnam iść już do domu. Nie lubię niespodzianek, wolę wiedzieć, co mnie czeka. Boję się zazwyczaj tego, co ktoś mógłby mi podarować lub pokazać, chociaż teraz naprawdę mama mnie zaciekawiła. Może to przez jej entuzjazm, sama nie wiem. Kiedy miałam iść, dobiegł mnie szelest z lasu, który znajdował się blisko domu pani Jenkins. Odwróciłam się i zobaczyłam staruszka, który opierał się o drzewo. Był wysoki i jak na swój wiek to dobrze zbudowany. Po jego ubraniu, które wyglądało jakby swoje już przeżyło pomyślałam, że najprawdopodobniej to jakiś bezdomny. Wydawało mi się to dziwne, że jakiś mężczyzna wchodzi sobie na czyjeś podwórko, no ale może potrzebuje pomocy. Wydawał się bezbronny, więc podeszłam do niego bliżej.
- Czy w czymś panu pomóc? - spytałam się, na co mężczyzna nie odpowiedział tylko uważnie mnie obserwował. Czułam się trochę dziwnie, dlatego uznałam, że się odezwę, ale staruszek mnie uprzedził. 
- Nie ufaj nikomu. - powiedział z powagą w głosie.
-Jak to? - spytałam zdezorientowana. O co mogło mu chodzić? 
- Nie wiesz kim naprawdę są osoby, które Cię otaczają. - odparł. Podeszłam bliżej mężczyzny  i powiedziałam z wyraźną frustracją w głosie.
- A pan to kto niby jest? - czekałam na jakąś odpowiedz. Powoli zaczęło mi brakować cierpliwości. Mężczyzna wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, a po chwili położył mi rękę na ramieniu. Miałam ochotę ją odtrącić, ale tego nie zrobiłam.
- Na razie powiedzmy, że jestem takim Twoim aniołem stróżem. - odparł i uśmiechnął się. Popatrzyłam mu w oczy. Przypominał mi kogoś, ale nie wiedziałam kogo. Mimo że chciałam znać odpowiedzi na rodzące się w mojej głowie coraz to nowe pytania, to gdy mężczyzna odchodził nie zatrzymałam go. Stałam tak i próbowałam zrozumieć co się tu właściwie dzieje. Kim on był i czego ode mnie chciał? Musiał coś wiedzieć, bo niby po co miałby tu przychodzić. Przez całą drogę do domu próbowałam zrozumieć sens słów starszego mężczyzny.
Byłam już na swoim podwórku. Zauważyłam, że światło paliło się prawie w całym domu, aż się bałam, co na mnie czeka. Wzięłam głęboki wdech  i weszłam do środka. Od razu poczułam nieziemskie zapachy. Moja mama chyba znalazła sobie nowe hobby. Nie mogę na to narzekać, ponieważ lubię jeść. Nie widać tego po mnie, ale taka jest prawda. Weszłam do kuchni i zastałam mamę, gdy przygotowywała jedzenie.
- Cześć skarbie. - powiedziała z uśmiechem na twarzy. - Mamy gościa. - dodała i wskazała na salon. Popatrzyłam na nią podejrzliwie. Nie wiem dlaczego, ale byłam zdenerwowana. Kto to mógłby być? Gdy weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam kim jest ta ,,tajemnicza" osoba to nie wiedziałam czy mam się cieszyć, czy raczej rozzłościć.
- Cześć kruszynko. - powiedział mój ojciec wstając z kanapy. Zazwyczaj był ubrany w eleganckie stroje, ale dzisiaj najwidoczniej postawił na coś innego, gdyż miał na sobie zwykłe czarne dżinsy i białą, luźną koszulkę. 
- Cz-cz-eść tato. - wyjąkałam, a po chwili podszedł i mnie przytulił. Byłam zaskoczona, ale odwzajemniłam gest. Gdy się ode mnie odsunął, przyjrzał mi się dokładniej.
- Wyglądasz wspaniale! - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Z tymi podkrążonymi oczami, bladą cerą i za dużymi ubraniami musiałam rzeczywiście wyglądać jak milion dolarów.
Wyjechał w najgorszym możliwym dla mnie momencie. Kiedyś nawet lepiej się z nim dogadywałam niż z mamą, zawsze mogłam na niego liczyć. Był jak mój najlepszy przyjaciel, ale kiedy kilka tygodni temu dostał jakiś dziwny telefon - podobno od kolegi - to wszystko się zmieniło. Joan zniknęła tak samo jak mój ojciec, a teraz on wrócił i z jednej strony jestem szczęśliwa, że go widzę, a z drugiej chciałabym, żeby zostawił mnie w spokoju i wrócił tam gdzie był. 
- Rzeczywiście...- odparłam. Wbiłam wzrok w podłogę, unikając jego przeszywającego spojrzenia. Chyba zauważył, że jestem jakaś odległa, ale znając mnie to wiedział, że nic na ten temat nie powiem. 
- Jedzenie już gotowe. - powiedziała mama do nas z kuchni, dlatego po chwili ruszyliśmy w jej kierunki.
Podczas kolacji milczałam, ale rodzice po długim rozstaniu raczej mieli dużo do powiedzenia. Obserwowałam jak mama co jakiś czas się śmieje, a była to bardzo miła odmiana. Tata natomiast wyglądał na szczęśliwego, jakby odzyskał coś na czym mu bardzo zależy. Gołym okiem mogłam zauważyć, że się kochają. Zastanawiałam się, czy kiedyś też ktoś obdarzy mnie takim uczuciem, spotkam tą jedyną osobę, moją drugą połówkę i spędzę z nią całe życie. 
- Tak! - pisnęła moja mama. Popatrzyłam na nią zdezorientowana. Wyłączyłam się i nie słuchałam ich rozmowy.
- O co chodzi? - spytałam, bo wolałam wiedzieć co się dzieje niż potem dowiadywać się w ostatniej chwili. 
- Zabieram Olivię jutro na kolację. - powiedział tata patrząc cały czas na mamę. Mój ojciec zawsze mówił do kogoś po imieniu albo zdrobniale. Moja mama zachichotała i wstała od stołu jak oparzona.
- Muszę poszukać jakieś sukienki! - odparła ruszając do swojej garderoby cały czas się śmiejąc. Zachowywała się jak nastolatka, która dowiedziała się, że chłopak, którego kocha zaprosił ją na bal.
- Coś ty jej zrobił? - popatrzyłam na tatę z udawanym przerażeniem, a on zaczął się śmiać widząc moją reakcje. Kiedyś zawsze były żarty, śmiechy, ale od kilku lat mój tata dziwnie się zachowuje. Wstałam od stołu i ruszyłam do swojego pokoju. Był on koloru fioletowego. Przy ścianie stało łóżko z czarną ramą, na której była biała pościel. Znajdowała się tu również duża szafa, regał na ksiązki, biurko i nocna lampka. Wzięłam pierwszą lepszą piżamę i szybko się w nią przebrałam, zgasiłam światło, a następnie rzuciłam się na łóżko. Byłam już strasznie zmęczona i w zasadzie od razu usnęłam.
Gdy się obudziłam była już prawie godzina czternasta. Wczorajszy dzień musiał mnie naprawdę wykończyć, bo jeszcze nigdy tak późno nie wstałam. Zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w kierunki szafy. Ubrałam się w strój sportowy, gdyż chciałam pobiegać. Weszłam jeszcze do łazienki. Umyłam zęby i związałam włosy, po czym uznałam, że mogę się pokazać ludziom. Zeszłam na dół gdzie zastałam mamę.
- Cześć, jak się spało? - przywitała mnie nalewając sobie kawy do filiżanki. 
- Dobrze, a gdzie tata? - odparłam, a gdy tylko o nim wspomniałam zaczęła się dziwnie uśmiechać. Rodzeństwa mam nadzieję, że już nie będę miała, chociaż nic nie wiadomo. 
- Mamo?! - powiedziałam modląc się, aby moje przypuszczenia się nie sprawdziły.
- Abi, idź sobie gdzieś do miasta.  - odparła, upijając łyk kawy.
- Chcesz się mnie pozbyć? - odparłam, na co moja mama pokiwała głową. Zemszczę się, ale to później. Uznałam, że nie będę się wykłócać i po prostu wyjdę na dwór. Włączyłam muzykę i założyłam słuchawki. Postanowiłam, że pobiegnę tą samą trasą co zwykle. 
Biegłam truchtem przez park i jak zawsze o tej porze, spotkałam Daniela. Znam go od dziecka i śmiało mogę powiedzieć, że jest osobą godną naśladowania. Razem z nim i Joan tworzyliśmy zgraną drużynę, która niestety chyba się rozpadła. Zdjęłam słuchawki i podbiegłam do Daniela. Od razu się do niego przytuliłam.
- Też się stęskniłem - powiedział śmiejąc się. Brakowało mi go. Wtuliłam się jeszcze bardziej, ale po chwili usłyszałam szczekanie za sobą. Odsunęłam się od kolegi i popatrzyłam na stojącego za mną mojego ulubionego czworonoga. 
- Cześć Alf. - odezwałam się do psa, który biegał dookoła mnie machając radośnie ogonem. Podeszłam do zwierzęcia i go pogłaskałam. Pewnego deszczowego dnia razem z Danielem szliśmy po parku próbując się schować, gdy zauważyliśmy szczeniaka, który leżał w błocie. Była to rasa owczarka niemieckiego. Był chyba bardzo zmęczony i bez żadnego problemu zabraliśmy go do domu, gdzie go umyliśmy i daliśmy coś, aby zjadł. Oczywiście później szukaliśmy jego właścicieli, ale nikt się nie zgłaszał, dlatego postanowiliśmy, że się nim zajmiemy. Daniel uwielbia zwierzęta tak samo jak ja, ale ustaliliśmy, że to on go zatrzyma, gdyż moi rodzice nie zgodziliby się na zwierzę.
- Widać, że nie tylko ja za Tobą tęskniłem. - usłyszałam za sobą głos Daniela. Odwróciłam się do niego. Stał z założonymi rękami i mi się przyglądał. - Zmieniłaś się. - dodał.
- Ty też. - odpowiedziałam. Była to prawda. Widać, że też schudł i nie wyglądał na tak samo pełną życia osobę co kiedyś. Teraz jest mi głupio, bo o nim nie pomyślałam. Martwiłam się tylko o siebie. Zamknęłam się w sobie i nie pomyślałam, że Danielowi może być tak samo ciężko jak mi. Od samego takiego myślenia moje oczy napełniły się łzami. Podeszłam do Daniela i znowu się do niego przytuliłam.
- Przepraszam. Jestem naprawdę złą przyjaciółką. - powiedziałam łkając. Daniel odwzajemnił gest i westchnął.
- Ja też Cię przepraszam. Nie powinienem zostawiać Cię z tym samej. - odparł. Staliśmy tak jakiś czas, aż w końcu się odsunął. - Musimy wszystko naprawić. - powiedział, na co się cicho zaśmiałam i pokiwałam twierdząco głową. Nagle zadzwonił mu telefon, a kiedy zobaczył kto dzwoni, przestał się uśmiechać. - Niestety muszę już iść, ale później się spotkamy. Zobaczysz, jeszcze będziesz miała mnie dosyć. - dopowiedział. Pożegnaliśmy się i każde z nas ruszyło w swoim kierunku. Zamyślona biegłam w stronę domu. Musiałam sobie wszystko poukładać, żeby móc żyć dalej.
Nagle poczułam, że upadam. Przez moją nie uwagę musiałam na kogoś wpaść. W końcu muszę się ogarnąć, bo myślenie najwyraźniej mi szkodzi. Siadłam i pomasowałam tył głowy. Niby to tylko takie niewinne przewrócenie, ale chyba coś sobie zrobiłam. 
- Nic Ci nie jest? - usłyszałam głęboki, męski głos. Dopiero zauważyłam, że miałam zamknięte oczy. Gdy je otworzyłam zauważyłam przed sobą dłoń. Chwyciłam ją i już po chwili byłam na nogach. Popatrzyłam na chłopaka, który stał przede mną. Był wysoki, wysportowany. Włosy miał krótkie, ciemnobrązowe, ale moją uwagę szczególnie przykuły oczy, które były tak ciemne, że aż nienaturalne. Podobne ma mój tata, różnicą jest to, że kiedy patrzę w oczy mojego ojca to aż mnie ciarki przechodzą, a gdy teraz przyglądam się oczom chłopaka to raczej wydają się być tajemnicze, przez co onieśmielające. 
- Myślę, że nic. Jestem Abigail. - powiedziałam lekko się uśmiechając. 
- David. - odparł chłopak, ale potem popatrzył na coś za mną i ruszył jakby nigdy nic przed siebie. 
- Aha, miło. - powiedziałam do siebie. Podążałam wzrokiem za odchodzącym chłopakiem, a kiedy już zniknął mi z pola widzenia poczułam, że coś na mnie spadło. Zobaczyłam leżącą na ziemi zgniecioną kartkę papieru. Popatrzyłam kto mógłby mi rzucić ową rzecz, ale nikogo nie zauważyłam, tak jakby wszyscy nagle zniknęli. Podniosłam papier z ziemi i odczytałam wiadomość, po której aż zmroziło mi krew w żyłach.
,,Nie ufaj nikomu"

Rozdział 1

- Abigail, zejdź na obiad! - zawołała mnie mama z kuchni. Nie zwracałam na nią uwagi. Leżałam na łóżku pochłonięta ciemnością.
Od kiedy dowiedziałam się, że moja najlepsza przyjaciółka Joan nie żyje, czuję jakby ktoś zniszczył część mnie. Miałyśmy wcześniej kłótnię, a teraz nawet nie mogę jej przeprosić, powiedzieć, że żałuję moich słów.
Policja powiedziała, że znaleźli zakrwawione ubranie w lesie, które miała w dniu kiedy zniknęła. Od tamtej chwili nie ma żadnych wiadomości na jej temat. Ludzie mówią, że miała problemy z narkotykami. Zadłużyła się, a dilerzy się jej pozbyli. Ciężko mi w to uwierzyć, gdyż mówiłyśmy sobie o wszystkim i gdyby miała problemy, wiedziałabym o tym.
Byłyśmy zawsze razem.  Gdy któraś z nas miała zły dzień, kłótnię w rodzinie albo problem z rówieśnikami, to wiedziałyśmy, że możemy na siebie liczyć. Poczucie zrozumienia, które towarzyszyło w pocieszaniu siebie nawzajem było jak najlepszy lek na świecie. Teraz to wszystko wydaję się być odległym wspomnieniem.
Staram się teraz zapomnieć, tak jakby te wszystkie lata nic nie znaczyły. Kiedy oczyszczam umysł od negatywnych myśli czuję ulgę, ale potem one znowu napływają i pogrążam się w jeszcze większej rozpaczy.
- Wołałam Cię - powiedziała mama wchodząc do mojego pokoju. Zapaliła światło i myślałam, że zaraz mi oczy wypali. Chcąc uchronić się od tej jasności ukryłam twarz w dłoniach.
- Zaraz przyjdę - odparłam odwracając się na drugi bok z dala od wszystkiego, co jest za mną.
- Wiem, że jest Ci ciężko, ale musisz iść dalej. Minęły już trzy tygodnie od jej zniknięcia. Prawie nic od tamtego czasu nie jadłaś. Popatrz na siebie, strasznie schudłaś! - powiedziała podchodząc do mojego łóżka, a ponieważ nie miałam ochoty na kłótnię, wstałam i od razu skierowałam się do łazienki. Oparłam się o zlew i spojrzałam na siebie w lustrze. Niby to wciąż byłam ja, ale im dłużej wpatrywałam się w swoje odbicie, tym bardziej wydawało mi się, że stoi przede mną zupełnie obca osoba. Po moich podkrążonych, pozbawione blasku oczach widać było zmęczenie i utratę sił. Chcąc sprawdzić, czy mama miała rację spojrzałam na siebie dokładniej i stwierdziłam, że rzeczywiście musiałam schudnąć. Z ciekawości weszłam na wagę, która pokazała liczbę pięćdziesiąt trzy, czyli siedem kilo straciłam. Na moim miejscu nie jedna dziewczyna pewnie by się cieszyła, ale ja wcale nie czułam powodu do radości. Zeszłam z wagi i postanowiłam wziąć prysznic. Poszłam, więc do swojego pokoju po świeże ubrania. Gdy weszłam do pomieszczenia zauważyłam, że moja mama opiera się o ścianę.
Jak na swój wiek to wygląda całkiem młodo. Określiłabym ją jako zgrabną, wysoką, pełna wdzięku kobietę o niebieskich, łagodnych oczach i pięknych, długich, blond włosach. Większość osób mówi, że jesteśmy jak dwie krople wody, chociaż moim zdaniem daleko mi do niej. Kiedyś jej twarz cały czas przyozdabiał uśmiech, ale od kiedy tata - wielki biznesmen - musiał wyjechać za granicę, coś się w niej zmieniło. Może odczuwała tęsknotę, tak jak ja za Joan? Różnicą było to, że moja przyjaciółka najprawdopodobniej nie żyje i już jej nie zobaczę.
Wyjęłam pierwsze lepsze ciuchy z szafy i nie zwracając na nic uwagi, ruszyłam z powrotem do łazienki. Najpierw umyłam zęby, a potem zdjęłam piżamę i weszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę i zaraz mogłam poczuć, jak malutkie kropelki muskają moją skórę, przy czym wszystkie wcześniej napięte mięśnie się rozluźniły. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam ubranie, które wcześniej wzięłam z pokoju. Były to granatowe spodnie, które teraz trochę mi spadały i czarna, duża bluzka. Wysuszyłam włosy, które przez wilgoć w łazience zaczęły mi się trochę kręcić. Rozczesałam je i uznałam, że nie muszę już z nimi nic robić. Nie lubiłam się malować, ale postanowiłam, że użyję błyszczyka. Popatrzyłam na swoje odbicie w lusterku i można było powiedzieć, że zaczynałam przypominać dawną siebie.
Gdy schodziłam na dół dobiegł mnie cudowny zapach. Weszłam, więc do kuchni i zobaczyłam mamę smażącą naleśniki, które od zawsze uwielbiam. Popatrzyła na mnie i się uśmiechnęła. Odwzajemniłam gest i po chwil wzięłam się za jedzenie. Razem z Joan uwielbiałyśmy naleśniki i wybłagałyśmy, że w każdą niedzielę mama będzie je smażyć. Przez to wspomnienie miałam ochotę znowu się rozpłakać, ale przecież miałam o wszystkim zapomnieć i nie narażać się na dodatkowy stres. Podziękowałam za posiłek i postanowiłam wyjść na dwór. Poczułam chłodny wiatr i od razu udałam się do parku. Lubiłam spędzać tam czas, gdyż było tam zazwyczaj cicho, a spokój to coś czego potrzebuję. Jest sierpień, więc niedługo zacznie się szkoła. Będę w końcu miała czym zająć moje myśli.
Przez cały czas czułam dziwne uczucie, które towarzyszy, kiedy ktoś się na ciebie patrzy, ale gdy rozejrzałam się wokół to nikogo nie zauważyłam. Chyba zaczęłam popadać w paranoję i powinnam się udać do psychologa. Gdy zacznę rozmawiać ze sobą to bez wątpienia się tam wybiorę. Z rozmyślań otrząsnął mnie dzwonek mojego telefonu. Odebrałam i po chwili usłyszałam głos mamy.
- Skarbie, pani Jenkins prosiła, żebyś przyszła się z nią pożegnać, ponieważ wyjeżdża.  - powiedziała na co cicho westchnęłam. Pani Jenkins jest miłą, starszą kobietą. Chciałam sobie znaleźć jakieś zajęcie na wakacje i mama zaproponowała mi pomóc starszym ludziom. Od razu znalazłam kandydatkę. Przychodziłam do niej codziennie i pomagałam w porządkach, gotowałam, zajmowałam się jej psem. Często też rozmawiałyśmy i dowiedziałam się, że po śmierci jej męża, syn zostawił ją samą sobie.- Wróć dopiero o dwudziestej do domu, bo będę miała niespodziankę. - dopowiedziała i się rozłączyła, a ja nawet nie zdążyłam na nic odpowiedzieć. Była strasznie podekscytowana, co było moim zdaniem podejrzane. Ciekawiło mnie to co dla mnie przygotowała, ale najpierw zdecydowałam udać się do pani Jenkins. Kiedy weszłam do jej domu usłyszałam płacz.
- Dlaczego to zrobiłeś? - łkanie nasilało się. Nie wiedziałam o co chodzi, ale postanowiłam się przysłuchać rozmowie. - Ona niczemu nie jest winna! - tym razem pani Jenkins krzyknęła i najwidoczniej się rozłączyła. Stałam za drzwiami zamyślona. Czy to możliwe, że rozmawiała o Joan? 
- Dzień dobry. - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia. Pokój był prawie pusty, a na krześle siedziała staruszka, która chyba mnie nie usłyszała. Podeszłam do niej bliżej i dopiero wtedy musiała mnie zauważyć. Wstała i przytuliła mnie przyjaźnie.
- Witaj, Abi. - powiedziała, odsuwając się i próbując ukryć łzy. - Już chyba wiesz, że wyjeżdżam. Chciałam Ci podziękować za czas, który mi poświęciłaś. Za to, że byłaś przy mnie wtedy, kiedy nikt inny nie mógł. Traktuję Cię jak wnuczkę, której nie mam. Myślę, że wiesz ile dla mnie znaczysz. Z ciężkim sercem muszę Cię niestety opuścić. Będę bardzo za Tobą tęsknić. - słysząc te słowa poczułam jak łzy spływają mi po policzkach. Nie mam dziadków, dlatego panią Jenkins zaczęłam traktować jak swoją babcię.
-  A ja za panią. - odpowiedziałam i tym razem to ja przytuliłam się do niej i jak dla mnie ten moment mógłby nigdy się nie kończyć. Nie chciałam stracić kolejnej osoby, na której mi zależy. 
- Wróci tu pani? - powiedziałam nie rozluźniając uścisku. 
- Niczego nie mogę Ci obiecać. Mam parę spraw do załatwienia - mówiąc to oderwała się ode mnie i posłała mi uśmiech, który miał prawdopodobnie dodać mi otuchy. Wyszłyśmy na zewnątrz i pomogłam wsadzić bagaże do samochodu. 
- Wyjeżdża pani do rodziny? - powiedziałam wsadzając ostatni bagaż.
- Można tak powiedzieć. - odpowiedziała, ale po moim pytaniu zauważyłam, że zaczęła się denerwować. Kiedy wkładałam ostatni bagaż staruszka, odpaliła silnik i zapięła pasy. - Jesteś cudowną osobą Abi. Niech Bóg Cię trzyma w swej opiece. - mówiąc to zamknęła drzwi i odjechała. I w tej chwili straciłam kolejną osobę, na której mi zależy. Dlaczego wszyscy ode mnie odchodzą?